Czułem się jakbym grał w niemym filmie. Cisza. Nigdzie nie słyszałem żadnego dźwięku. Trochę przerażające. Idę sobie miastem. Tłum ludzi dookoła ale nie słychać żadnego dźwięku. Zaczynam się bać. Moje myśli stały się nagle takie głośnie, jakby ktoś chciał je uchwycić i zapisać. Przerażenie. Jak ja Orihara Izaya mogę być przerażony, Fakt faktem każdy może się bać ale ja nie! Zaczynam biec. Tak to chyba dobre określenie. Nadwyrężam wszystkie mięśnie do granic moich możliwości. Biegłem a moim celem był szpital.
Naglę się obudziłem. Wyrwany brutalnie z strasznego snu. Ktoś mną szarpną. Otworzyłem szeroko oczy. Zobaczyłem rozmazany obraz. Lecz nadal wszytko w czarno-białej scenerii. Dlaczego? Ujrzałem Shinrę który nie budził ale nie słyszałem jego słów. Nie wiem dlaczego ale posłusznie wstałem. I ruszyłem za nim. Nasze miasto teraz było nie do poznania. Znów przerażająca cisza. Nienawidzę ciszy. Wydaje się wtedy że każdy może usłyszeć twoje myśli. Przeciskaliśmy się przez tłum. Straszny tłum. Można powiedzieć że to tłum zombie. Strach. Jeszcze raz to powtarzam. Doszliśmy chyba na miejsce które okazało się że to był szpital. Spojrzałem na niego pytająco, on zaczął coś mówić ale nic nie słyszałem. Weszliśmy do środka ido jakieś sali. Na łóżku leżał Shizu-chan. Cały w bandażach. Ledwo co oddychał. Shinra zaczął coś tłumaczyć ale ja go nie słuchałem. Podszedłem do łóżka na którym leżał blondyn. Chwyciłem jego rękę, i zacząłem płakać. Płakać najszczerszymi łzami. Nie wiem dlaczego ale ostatnie słowa jakie zdołałem usłyszeć to słowa prawdopodobnie lekarza.
- On Umiera...
Otworzyłem gwałtownie oczy. Wyprostowałem się. O cholera co za sen. Rozejrzałem się po otoczeniu. Mój gabinet a na ekranie komputera słowa "THE END". Oglądałem jakiś film. Spojrzałem na tytuł. "Czy wróg tak reaguje na śmierć wroga?". Czarno- biały film z lat trzydziestych nakręcony w Hollywood. To nie był sen to był ten cholerny film ale dzięki nie mu coś sobie uświadomiłem. Nie chcę by Shizu- czan umarł. Nie chcę! Szybko zerknąłem na wyświetlacz w telefonie. 20.45. Jeszcze go złapię w domu. Ubrałem szybko swoją bluzę i wybiegłem.
Znajdując się pod jego drzwiami zawahałem się. Szczerze nie wiedziałem co mam zrobić. Jednak wiedziony instynktem, zapukałem w te cholerne drzwi. Po chwili ktoś je otworzył. Ale nie był to Shizuo. Jakaś dziewczyna, no nawet ładna.
- Yyy dobry wieczór?- powiedziałem nie pewnie
- Sakura kto przyszedł- Blond czuprynka pokazała się w holu, a reszta ciała należąca do owiej czuprynki obieła kobietę. Przyglądałem się temu zawstydzony. Shizu-chan spojrzał na mnie a ja nie wytrzymałem, rozpłakałem się jak małe dziecko. A miałem być twardy. Udawać że nic nie czyje. Cholera nic mi się dziś nie udaje, a wiedziony przez jakiś napływ odwagi straciłem teraz nadzieje. Cholera, kurwa i inne przekleństwa. Mam dość życia. Wstałem i pobiegłem po schodach na górę. Dach.
- Izaya!- usłyszałem jeszcze rozpaczliwe wołanie blondyna.
Dobiegłszy na dach stanąłem na jego krawędzi. Chciałem się rzucić z niego, ale nie mam lepszy pomysł. Będę żył i jeszcze bardziej wkurwiał Shizu-chana. Aż to on postanowi się zabić. Nie będę tego żałował. Nie. Niech on cierpi. Kroki. Usłyszałem kroki. Odwróciłem się w stronę dźwięku.
- Izaya? Czy to naprawdę ty?- pytanie. Jakby zobaczył ducha.
- Kurde a co nie widać- powiedziałem na tyle sarkastycznie na ile pozwoliły mi na to łzy.
- Izaya, ale... Ale jak to możliwe że żyjesz?- Tego się nie spodziewałem. Naprawdę.
- Ja... Nie żyje?- teraz jak na to spojrzać to wygląda trochę inaczej.
- Widziałem jak umierasz w szpitalu. Lekarze nawet nie dawali ci szansę na przeżycie, Wiesz jak bardzo chciałem byś żył, A teraz pojawiasz się tu. Przede mną jakby nic i pukasz do moich drzwi i płaczesz, niszczysz mi to co ułożyłem. Kochałem cię Idioto ale ty Umarłeś, wiec dlaczego teraz jesteś tu?- I poczułem ukucie w sercu. Tysiące obrazów migoczących w moim umyśle. Ja na łóżku szpitalnym. Shizuo szepczący że mnie kocha że nie opuści nawet jak postanowię być już kaleką, ale mam nie umierać i moje ostatnie słowa "Kocham cię" Mój sen w drugą stronę. Film w odwrotnej kolejności.
- Ja umarłem. Przypomniałem sobie. Ale po co tu wróciłem. Ach już wiem- powiedziawszy to podszedłem do niego i ucałowałem jego lśniące od łez policzki.- Zajmuj się nią dobrze. Kocham cię ale przed moją śmiercią nie zdążyłem ci powiedzieć. Nie chce być umierał. Nie! Chcę byś żył! Dla mnie... Dla niej.- Wskazałem głową biegnącą w tą stronę dziewczynę,- Jednak powiedz jej prawdę.- Ucałowałem jego usta i poczułem jak moja dusza ulatnia się. Uśmiechnąłem się jeszcze przez łzy. Jeszcze po mnie zostały słowa "Nie umieraj! Masz ją"
eee.... dlaczego ja tego nie skomentowałam???
OdpowiedzUsuń... a już wiem ryczałam i nie widziałam klawiatury xD
Nadal mam wrażenie że piszesz za szybko tj. wszystko jest jakby zbyt krótko napisane przez co wydaje się nieco chaotyczne a cała notka jest tak smutno krótka... poczytałabym sobie więcej ^^
Notka wyszła ci super niby całą z perspektywy Izusia a i tak taka nieprzewidywalna że nie ogarniasz co się dzieje tam na około, świetne ^^
Weny~!
Co...?! o.o I już?? Izayasz sobie umarł?? Prawie się wzruszyłam...;-; Nie umiem płakać przez opowiadania. To irytujące -.- Naprawdę...bardzo irytujące...-.-
OdpowiedzUsuńCzemu to wszystko dzieje się tak szybko ;-; No, ale może to i lepiej...przynajmniej krócej było mi smutno, że Izayasz umarł ;-; Choć wolałabym, żeby jednak żył...żeby Shizuś wypieprzył blondyne na bruk i był sobie z Izayaszem i wgl taki Happy End, a nie...;-; Weź się wgl...nie wypowiem się na ten temat.
Pozdrawiam